reklama
reklama

Krzysztof Rutkowski przyznał, że było na niego zlecenie. "Gość nie miał nic do stracenia"

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor: | Zdjęcie: arch. prywatne

Krzysztof Rutkowski przyznał, że było na niego zlecenie. "Gość nie miał nic do stracenia" - Zdjęcie główne

Krzysztof Rutkowski nieraz otrzymywał pogróżki | foto arch. prywatne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Łódź po godzinach Jest właścicielem najpopularniejszego biura detektywistycznego w Polsce. Brał udział w wielu spektakularnych akcjach. Teraz przyznał, że zaszedł za skórę nieodpowiednim ludziom.
reklama

Krzysztof Rutkowski to właściciel biura detektywistycznego „Rutkowski”. Powstało ono w 1990 roku w Wiedniu oraz w Warszawie. Od tego czasu zatrudnieni tam ludzie na czele z właścicielem, brali udział w wielu akcjach. Niektóre śledziła niemal cała Polska. 

Krzysztof Rutkowski nadepnął na odcisk nieodpowiednim ludziom. "Położyliśmy wtedy Wołomin na straszne pieniądze"

Jedną z nich jest poszukiwanie małej Madzi z Sosnowca. To właśnie Krzysztofowi Rutkowskiemu Katarzyna - mama dziewczynki, przyznała, że nie została ona  porwana. Początkowo upierała się, że śmierć dziecka to wypadek, jednak w trakcie śledztwa wyszło, że było to celowe działanie. Kobieta odsiaduje długoletni wyrok w więzieniu. Detektyw szukał również zaginionych ludzi, pomagał matkom, których dzieci zostały uprowadzone w tzw. porwaniu rodzicielskim, pomagał biznesmenom, którym ktoś próbował przejąć interesy. 

Trzeba przyznać, że większość jego akcji odbywa się w sposób spektakularny. Rutkowski działa zdecydowanie, często nie zwracając uwagi na późniejsze konsekwencje. Ile liczy sobie za usługi?  Już wcześniej przyznał, że pewne działania takie, jak porwania rodzicielskie, rozpatruje indywidualnie. - Pomagamy ludziom, czy ci ludzie mają pieniądze, czy nie mają pieniędzy - stwierdził. 

Inna sprawa jest, gdy w grę wchodzi porwanie dla okupu. Tu, jak tłumaczył, zazwyczaj porywani są bogaci ludzie. - Nikt biedaka i golasa nie zabiera, bo po co? Porwanie może kosztować około 10-15 tys. euro, którymi zaczynamy - przyznał. 

Rutkowski ma również na swoim koncie wiele odzyskanych cennych samochodów. Jak przyznał, nie prowadzi dokładnych statystyk, ale rocznie może być to 150 sztuk. W rozmowie z portalem Auto Świat przyznał, że część tych pojazdów "odbierał" typom spod naprawdę czarnej gwiazdy. 

To był nasz strzał życia. Około 30 pojazdów na jednym parkingu, w tym dwa autobusy kradzione wartości około 1 miliona euro każdy. Położyliśmy wtedy Wołomin na straszne pieniądze. Słuchaj, mieliśmy informację o jednym aucie na parkingu strzeżonym na Targówku i tam wjechaliśmy. Potwierdził nam się ten jeden samochód i zaczęliśmy sprawdzać po kolei następne. Tych samochodów było około 30. Praktycznie z parkingu wyprowadziliśmy, myślę, trzy czwarte tych pojazdów, które tam stały - opowiadał. 

Przyjechał za detektywem do hotelu. Pracował dla zorganizowanej grupy przestępczej

Takie działania powodowały i wciąż powodują, że Rutkowski  jest narażony na różnego rodzaju groźby. W rozmowie z dziennikarzem portalu Auta Świat przyznał, że było nawet zlecenie na niego, lub jego ludzi.  - Możesz sobie to przeczytać w informacjach i wiadomościach o konferencji, która była w Mysłowicach w hotelu Trojak, gdzie do tego hotelu przyjechał gość, którego wypuścili z więzienia - opowiadał. To, jak się okazało, był człowiek śmiertelnie chory na raka, w związku z tym nie miał już nic do stracenia.

Zatrzymywany był wielokrotnie przez nas, i na Ukrainie, i w Polsce, niejaki Józef S. No i tenże Józef pracował dla zorganizowanej grupy przestępczej, która wyprowadzała busy z wypożyczalni. Przyjechał i wyobraź sobie, że przyjechał w dzień konferencji. Chodził za nami bardzo aktywnie, nawet otworzył drzwi, patrząc, co się dzieje na konferencji. Było to bardzo dynamiczne nasze działanie, bo przechodziliśmy z punktu do punktu (...) I wyobraź sobie, że ten gość, no miał zlecenie najprawdopodobniej odstrzelić mnie albo kogoś ode mnie. Następnego dnia potknął się, przewrócił się, eksplodował mu ładunek wybuchowy w teczce. Wyjął broń i strzelił sobie w głowę. Popełnił samobójstwo przed tym hotelem. Był to mieszkaniec Mysłowic. W związku z tym nie musiał wynajmować pokoju w hotelu, on już czekał na nas od rana. Wiedział o tym, że ta konferencja tam będzie, a to, że był często opisywany na portalu i w telewizji Patriot 24, którego jestem głównym udziałowcem, śledził to bardzo skrupulatnie i praktycznie. Ci ludzie, jego mocodawcy, również, sądzę, byli mocno zainteresowani - przyznał Krzysztof Rutkowski.  

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

Lubisz newsy na naszym portalu? Załóż bezpłatne konto, aby czytać ekskluzywne materiały z Łodzi i okolic.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama